Miesiąc listopad z zasady kojarzy nam się z ludzkim przemijaniem i zmusza nas do refleksji o godzinie naszej śmierci zwłaszcza kiedy stajemy nad grobami bliskich.
Pewna pobożna starsza pani, zamawiając intencję Mszy Świętej, zwróciła się do księdza z prośbą: proszę się za mnie pomodlić o dobrą śmierć – tak żebym nie cierpiała i żeby mnie nie bolało. Nie ma nic złego w tak ujętej intencji – o to można się modlić. Człowiek wierzący, świadomy że kiedyś trzeba będzie „odejść”, bardziej niż śmierci, najczęściej obawia się cierpienia związanego umieraniem. Dlatego nie ma nic złego w modlitwie o oddalenie cierpienia. Jednak łaska dobrej śmierci nie polega na tym, że nie towarzyszy jej żadne cierpienie. Dobra śmierć to taka, kiedy umierający człowiek zjednoczony jest z Jezusem Chrystusem – ma w sobie Jego życie. Katechizm Kościoła Katolickiego nauczając o łasce ostatecznego wytrwania podkreśla tą jedność z Chrystusem: Dzieci naszej matki, Kościoła świętego, słusznie mają nadzieję na łaskę ostatecznego wytrwania i na nagrodę Boga – ich Ojca za dobre uczynki wypełnione dzięki Jego łasce w jedności z Jezusem. (KKK 2016). A zatem człowiek, mający w sobie życie Chrystusa Zmartwychwstałego – które otrzymał przez Chrzest Święty – umiera zawsze śmiercią dobrą.
W jednej z naszych katechez rozważaliśmy tajemnicę Św. Józefa jako patrona życia. Ponieważ kiedyś chronił na ziemi życie Jezusa – dzisiaj broni życie Kościoła, który jest Jego Ciałem Mistycznym. Broni jego życia przede wszystkim w wymiarze duchowym – jest obrońcą naszego życia nadprzyrodzonego – broni nas przed śmiercią wieczną. Staje więc przed nami jako wzór i patron dobrej śmierci – czyli takiej przez którą rodzimy się żywi do życia wiecznego. Ważne jest jednak najpierw, aby na ludzkie życie spojrzeć we właściwej mu perspektywie.
Ludzie niewierzący uważają najczęściej, że życie człowieka zamyka się w ciasnych granicach narodzin i śmierci. Jedynym zaś rzeczywistym światem jest ten, który doświadczamy zmysłowo. Tymczasem Pan Jezus wskazuje nam, że sprawa wygląda zupełnie inaczej. Człowiek przechodzi kolejno przez trzy zupełnie różne światy, wśród których ten doczesny jest tylko etapem pośrednim. Pierwszy etap jest najkrótszy i trwa zaledwie dziewięć miesięcy. Świat, w którym człowiek wówczas żyje, jest maleńki – to łono matki. Drugi etap jest już dłuższy i może trwać nawet dziesiątki lat. Świat, w którym człowiek wówczas żyje, jest tak bogaty i wspaniały, że nikt w ciągu kilkudziesięciu lat nie potrafi go ani poznać, ani zwiedzić – to etap życia doczesnego, zamknięty między momentem narodzin a godziną śmierci. Trzeci etap rozpoczyna się na progu śmierci i trwa wiecznie. Świat, w który człowiek wtedy wchodzi, jest nieskończenie razy wspanialszy od świata doczesnego. W Piśmie Świętym czytamy, że ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy do tego wiecznego świata wejdą (por. l Kor 2,9). I ten etap jest właściwym, jedynym i ostatecznym celem całej naszej życiowej wędrówki – to jest właściwa nasza Ojczyzna. W świetle tej nauki o etapach życia ludzkiego stają się zrozumiałe dwie prawdy. Pierwsza mówi o czasowym i przejściowym charakterze życia ludzkiego tak w łonie matki, jak i w świecie doczesnym. Ponieważ celem człowieka jest osiągnięcie życia wiecznego, przeto nie może on tutaj na ziemi zbudować trwałego mieszkania. Próbę taką należałoby porównać do wysiłków dziecka pragnącego pozostać w łonie matki na zawsze, co jest nonsensem, bo znalazło się ono w tym maleńkim świecie tylko dlatego, by dojrzeć do wejścia w inny świat. Druga prawda dotyczy zależności jaka istnieje między życiem doczesnym a wiecznym. Zachodzi jakieś zdumiewające podobieństwo między narodzinami na ten świat a przejściem z tego świata do wieczności. Jak w łonie matki przygotowujemy się i dojrzewamy do samodzielnego życia na ziemi, tak w świecie doczesnym przygotowujemy się i dojrzewamy do życia wiecznego. Jak w łonie matki człowiek może umrzeć i narodzić się na ten świat martwy, tak w życiu doczesnym przez grzech ciężki można duchowo umrzeć i narodzić się do wieczności martwym a przez to stracić na zawsze niebo.
To jest właściwa perspektywa i właściwa skala ludzkiego życia. Św. Józef zaś pokazuje nam dobre przejście z tego świata do wieczności – takie przez które rodzimy się żywi do życia wiecznego – jest zatem i wzorem i patronem dobrej śmierci. Jest wzorem dobrej śmierci ponieważ zostawia nam przykład jak należy żyć i jak należy kończyć doczesną pielgrzymkę. Bardzo często wyrażamy tą prawdę mówiąc, że Św. Józef umierał w ramionach Jezusa i Maryi – bez wątpienia tak było – tak Jego śmierć pokazuje sztuka chrześcijańska. Należy jednak pamiętać, że umierał w ich ramionach ponieważ nigdy tych ramion nie opuścił – nigdy ich nie zdradził. Swoim życiem pokazuje nam głęboką więź z Jezusem i Jego Matką. Oto wzór dobrego umierania: zachowywać przez całe życie ścisłą więź z Jezusem i Maryją. Zachowywał doskonałe posłuszeństwo Bożym Przykazaniom, którym pozwolił się prowadzić nawet wtedy, kiedy było to trudne i wymagające ofiary. My ten wzór naśladujemy, kiedy pielęgnujemy w sobie życie Jezusa przez trwanie w stanie łaski uświęcającej. Czynimy to przez życie modlitwy, życie sakramentalne – zwłaszcza Eucharystię i Spowiedź – przez życie zgodne z zasadami moralności chrześcijańskiej i wierność obowiązkom stanu oraz miłość bliźniego. Mocą zachowanej więzi z Jezusem, w godzinie śmierci, jesteśmy uzdolnieni do wypowiedzenia tych samych co On słów: Ojcze w Twoje ręce oddaję ducha mego.
Uznając zaś Św. Józefa jako Patrona dobrej śmierci – wyrażamy prawdę, że nasze życie na ziemi jest bojowaniem i walką z wrogami naszego zbawienia, którzy za wszelką cenę chcą nas odłączyć od Jezusa. Potrzebujemy więc duchowego wsparcia i ratunku. Modlimy się zatem do Niego o pomoc i obronę przed atakami zła, o łaskę dobrego życia i o wierność Jezusowi do końca – czyli o łaskę ostatecznego wytrwania – oraz o wszelką pomoc Bożą na godzinę naszej śmierci – tak, abyśmy jak On, w tej godzinie znaleźli się w pewnych i bezpiecznych ramionach Jezusa i Maryi.
Modlitwa: O Święty Józefie, mój dobry Ojcze, któryś miał niewymowną pociechę umierania w objęciach Jezusa i Maryi, ratuj mnie zawsze zwłaszcza w tej chwili, kiedy dusza moja będzie blisko opuszczenia ciała. Wyjednaj mi łaskę oddania ducha podobnie jak Ty, w objęciach Jezusa i Maryi. Jezu, Maryjo, Józefie Święty, teraz i w godzinę śmierci w ręce Wasze oddaję duszę moją. Amen.
Ks. Stanisław Kozik OSJ